Ojciec „serów zagrodowych”
Gieno Mientkiewicz
Kucharz, smakosz, dziennikarz, menedżer, śledziożerca i Serebryta(serowy celebryta)
Jest „ojcem serów zagrodowych”, które zdefiniował, opisał, i wytrwale promuje. Gdy Go poznałem był na początku swojej „serowej drogi”-tak około 2008 roku zwoził mniej lub bardziej udane produkcje domowych serowarów i, co gorsza, zapraszał na ich degustacje. Piszę co gorsza, gdyż w tamtym okresie większość wyrobów była niejadalna, ale Gieno to twardziel, każdego spróbował(nie wiem jakie były konsekwencje tego próbowania, ale się domyślam) Udziału w degustacjach nie mogłem odmówić, gdyż Gieno był naszym ‘dobrym duchem” „ostatnią nadzieją” i ‘wyrocznią delficką” w sprawach kulinarnych. W tym okresie prowadziliśmy restauracje w Olsztynku i mistrz kucharski był dla nas nie do przecenienia. Gieno uczył nas praktycznie wszystkiego, od organizacji pracy poprzez dobór surowców, organizowanie imprez i pokazów kulinarnych aż po klasyczne gotowanie.
A miał co uczyć, nas ówczesny poziom kulinarny najlepiej charakteryzuje postać naszego pierwszego kucharza, który zatrudniony był jako księgowy. Restauracje uruchamialiśmy w biegu, dyrektor Skansenu dał na 2 dni na wejście do pomieszczeń, wyposażenie i ustalenie menu (dwa dni bo koniecznie musiała ruszyć kuchnia na II Targi Chłopskie) Przypadkowe krzesła, przypadkowe stoły, obsada z łapanki i ambitne menu-gulasz z kaszą . Księgowy podjął się bycia szefem kuchni bo gotował dla siebie i żony, zastępca kucharza była pani z Czech, która, nie dość że nie bardzo rozumiała co się do niej mówi to jeszcze była weganką(mięsa do ręki nie brała) no i oczywiście nie umiała gotować. Główny kucharz(księgowy) na godzinę przed otwarciem restauracji stał bezradny w kuchni wpatrując się w górę mięsa mająca być gulaszem
-co tak patrzysz? zapytałem zaniepokojony, mięso niedobre?
-nie wiem ile dąć przypraw, spojrzał na mnie bezradnie i dodał, do tej pory gotowałem dla dwóch osób a nie dla dwustu
Wszystko co miało pójść tego dnia nie tak jak trzeba to poszło tak jak nie trzeba, o poziomie obsługi i potraw najlepiej świadczy rozmowa dwóch gości, którzy wyszli po obiedzie na papierosa
Po dwóch minutach palenia w milczeniu jeden z nich(ksiądz) zwrócił się do drugiego-ale kawę mają niezłą, o tak, usłyszałem , kawę mają naprawdę niezłą
Ale wróćmy do Giena, z czasem dobraliśmy lepszą ekipę i Gieno został konsultantem-zapraszany na degustacje wjeżdżał ze swoją lepszą połową i wydawał wyroki- dobrze, źle, tragicznie, trzeba poprawić. Ukoronowaniem jego wysiłków była wizyta wycieczki z Włoch, której uczestnicy zamówili m.in mamałygę wykonaną przez ucznia kucharskiego Marcina-późniejszej gwiazdy jednego z odcinków Kuchennych Rewolucji Magdy Gessler-restauracja Zielarnia w Olsztynku. Gieno mamałygę ocenił bardzo wysoko, a goście z Włoch byli wręcz zachwyceni.
Bellissima Pulenta niosło się między stolikami. Włosi oczywiście poprosili o wytłumaczenie jak ich narodowa potrawa znalazła się w naszym menu i wyraźnie zaskoczeni dowiedzieli się o naszej mamałydze. Gotować to wtedy nie bardzo potrafiłem (poza barszczami, zalewajką i smażonym linem reszta była dla mnie terra incognita), ale historię potraw, ich pochodzenie i składy miałem opanowane. Rozmawiałem z nimi bezpośrednio i trochę przez tłumacza, bo z pewnością wiecie, że mimo iż w języku polskim jest masa określeń pochodzących z języka włoskiego to jednak można się nieźle „przejechać” na niektórych dość podobnych słowach. Jedna z zaprzyjaźnionych z nami litewskich organizacji opowiadała, że gdy przyjechała do nich wycieczka z Włoch to kierowca wiozący Włochów z lotniska odmówił współpracy
-to chamy jakieś powiedział do organizatorki, przez całą drogę wyzywali mnie od kurew i twierdzili że jestem pijany
Po wstępnym zbadaniu sprawy okazało się, że goście z Włoch przerażeni szybką jazdą litewskiego kierowcy krzyczeli do niego przed każdym zakrętem-piano, kurva, piano, co Litwin znający język polski przetłumaczył sobie dość opacznie
Jak wspomniałem wcześniej Gieno był wyrocznią i przewodnikiem po świecie doznań kulinarnych. Dzisiaj już nie pamiętam paskudnego smaku większości ówczesnych serów zagrodowych(na 12 próbek jeden był bardzo dobry-potem okazało się że to od Torstena z Warmii, reszta praktycznie tylko dla ludzi o żelaznym żołądku i betonowym węchu), ale pamiętam smak pierekaczewnika. Pierekaczewnik Giena był, jakże by inaczej, w wersji twarogowej, i powiadam wam wszystkim, którzy nie znacie jego smaku, że nie wiecie co straciliście.